Chodzimy z balonikiem w rękach jak z buławą, która zapowiada moc.
Tak często i tak nagle odkrywamy z bólem serca, z podpuchniętymi od łez oczami, ze ściśniętym gardłem - prawdę o baloniku.
To, co miało być ogromne, kolorowe, nadzwyczajne, to co zapowiadało górnolotność naszych myśli, nagle z hukiem rozrywa się, traci powietrze, a w rękach pozostają jedynie strzępy tragicznej prawdy.
Ślady stóp odchodzącego przyjaciela, list z kilkoma słowami pożegnania, miłość, którą kończy chłodne podanie ręki i słowa, że jej nigdy naprawdę nie było - to wszystko wkrada się znienacka w nasz świat, by go zachmurzyć,
zmrozić, czasem nawet opluć, a nas zostawić w samotności.
Nie, nie można uwierzyć, że to tylko balon, że on bawił się nami udając potęgę. Bierzemy strzępy do rąk, naciągamy każdy kawałek chcąc upewnić się, czy naprawdę nic z niego nie zostało.
Bo nie wierzymy, że był, a już go nie ma. Nie wierzymy strzępom balonika...
Nie wierzymy ruinom domu tak długo z troską i mozołem przez nas budowanego...
|