Był to jeden z bardziej leniwych kotów na podwórkach tego osiedla. Całymi dniami wylegiwał
się w słońcu na schodach różnych domów, a przepędzany szukał innego miejsca – wszędzie
było go pełno. Gonił za wróblami, kłócił się z psami, wyjadał z cudzych misek, nie chciał
zapracować na siebie, myszy nie łowił, w domu rzadko mieszkał, noce zaś były dla niego
królestwem uciechy i psoty. Wszystkie koty uważały go za największego lenia.
Tłusty, duży z lśniącą w poświacie księżyca
ciemną sierścią był postrachem podwórek. Byle co mogło wprowadzić go w furię. Najeżał wtedy sierść, mruczał groźnie i tylko dobre ręce
dzieci mogły go wtedy uspokoić i z powrotem przywrócić do łagodności.
Zmienił się bardzo, gdy zakochało się jego kocie serce. Założył rodzinę, znalazł dla niej dobry,
suchy kąt na strychu najwyższej kamienicy w mieście, spoważniał, troszczył się o jedzenie i
zarabiał.
Spocony i zmęczony radował się bardzo. Nareszcie ktoś czekał na niego i cieszył się owocami
jego pracy… Teraz lubił był zapracowany…
|