Trudno nam dziękować za każdy ślad obecności
KOGOŚ obok nas, zwłaszcza, że jest to tylko ślad. Ryzykujemy szukając sprawcy tych świeżych śladów, udając się jego tropem.
Ryzykujemy, bo On może okazać się dalekim od naszego ideału, od naszego obrazu człowieka, z którym chcemy budować NAMIOT na chwile samotności - może On nie umie
budować, może nie stać go na odwagę, na ryzyko budowania w czas niepewny...
Ryzykując idziemy jednak za jedynymi śladami, bo nawet kiepska obecność KOGOŚ obok
nas, nawet marne jego trwanie przy nas jest lepsze od wysuszającej i wyjaławiającej
samotności. A gdy już jesteśmy z tym NOWYM, gdy już budujemy nieudolnie NAMIOT, trzeba
umieć dziękować za tę obecność - i więcej nic. On nic nie obiecywał, gdyśmy Go szukali, On
nic nie deklarował, dlatego nie można mieć pretensji. Po znalezieniu Go ON pozostaje nadal
wolny: może zniknąć, zaszyć się z powrotem w gąszczu lasu, uciec w swoją samotność,
może też otworzyć się na nas, na nasze dni, które zdecyduje się budować wspólnie. Ta jego
wolność jest świętym prawem, świętym obszarem, na który nikt nie wejdzie. Nawet na
bezludnej wyspie On nie musi zamieszkać z nami, może zbudować swój, tylko swój DOM,
obwarować go wysokim płotem, zamykać na kłódkę, gdy idzie na spacer, a nocami nie
reagować na usilne kołatanie do drzwi. Prawo wolności człowieka jest czymś świętym i czymś,
co nas dręczy, co nagle objawia się bardzo tragicznie w momencie, gdy On odchodzi...
"Jak on mógł! Nigdy nie myślałam, że on to zrobi!" - to okrzyki tragiczne, które otwierają nam
oczy na wolność drugiego człowieka. Nie możemy mącić czyjejś wolności, czyjegoś odejścia,
choćby to było bardzo dla nas tragiczne...
Cóż pozostaje? Święte prawo przemijania, któremu nie poddaje się jedynie miłość.
Prawo wiecznej miłości, która nawet w ogniu nie spłonie, wrzucona w morze - nie utonie,
zakopana w grób - zmartwychwstanie! Radujmy się więc jej mocą!
|